środa, 1 października 2014

Rozdział 15 To niemożliwe!

Spałam sobie smacznie do chwili aż  usłyszałam pukanie w drzwi.
- Meg, Meg wstawaj masz trzy godziny - szturchała mnie ciocia.
- Tak już wstaje - powiedziałam głosem stłumionym przez poduszkę.
Okryłam się cała kołdrą i udawałam że mnie nie ma. Ale chwila.. trzy godziny? Tylko? Zerwałam się momentalnie z łóżka i wzięłam naszykowane ubrania z biurka. Pobiegłam do łazienki. Z zapakowanej na wyjazd kosmetyczki która stała na pralce wyjęłam potrzebne rzeczy do porannej rutyny. Wzięłam prysznic, umyłam włosy po czym owinęłam je w ręcznik i dokończyłam malowanie. Wyszłam z łazienki czysta i w czystych ubraniach. Wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek była 8:30. Mam jeszcze półtorej godziny. Położyłam się z powrotem na łóżko. Brzuch bolał mnie okropnie. Usłyszałam jak mama krzyczy 'śniadanie'. Zeszłam na dół i zobaczyłam że Jake siedzi już przy stole razem z ciocią, a mama nakłada jajecznice na talerze. Pachniało nią na całym parterze. Po tym jak zjedliśmy dostałam smsa.
Dylan: Dzień dobry kochanie spotkajmy się w parku x
Takie słodkie. Uśmiechnęłam się i ruszyłam założyć kurtkę bo było chłodno oraz buty. W drodze do parku poczułam się dziwnie. Dwa tygodnie mnie tu nie będzie, ale dobrze że tylko dwa.  Dylan stał z bukietem lilii razem z Niallem koło fontanny.
Przywitaliśmy się, a Dylan dał mi bukiet. Dałam buzi w policzek Niallowi i w usta mojemu chłopakowi.
- Chcielibyśmy cię odwieść na lotnisko - wypalił Niall, na co ja się uśmiechnęłam.
- Ale super dziękuję.
Jest 9 czyli za 2 godziny mam samolot do Polski. Poprosiłam żeby zostawili mnie samą na co zareagowali dziwną miną. Siedziałam na pomoście ze spuszczonymi nogami. Niewiele ludzi było w parku, ponieważ jak na lato było zimno i chyba zaraz będzie padać. Poczułam jak pomost się rusza. Koło mnie usiadła dziewczyna z włosami koloru bordowego. Ubrana w czarno-białą koszulę w kratę wkasaną w kremową spódniczkę. Jako dodatek w okół szyi miała kremową kokardę.
- Czemu siedzisz sama? - spytała nieznajoma.
- Tak jakoś.
- Huh to dziwne ale wiem o czym myślisz..
- Jak to - zrobiłam zdziwioną minę.
- Jesteś smutna bo wyjeżdżasz i pewne sprawy cię dręczą, ale nie bój się mnie jestem taka jak ty... - usiadła koło mnie.
- Jesteś aniołem? - spytałam szeptem.
- Tak.
- To prawda. Ale kim jesteś?
- Jestem Jade Ross. Tata często podróżuje...
-Megan Brooks. Rzeczywiście czuje się jakbym miała tam zostać na zawsze. Dręczy mnie też to że zhańbiłam moje przeznaczenie. Tak bardzo tego żałuje. Chce z powrotem być białą anielicą. Nie tym czarnym bez serca. Ja nie potrafię. Chociaż bardzo chce nie mogę tego zmienić. Pozostają tylko marzenia.
- Ale marzenia nie spełniają się ot tak. W tym cała ich magia. Że są wyczekiwane.*
- Co to znaczy? - spytałam.
- Ja muszę iść do zobaczenia Megi - uśmiechnęła się, wstała i zniknęła.
Dało mi to trochę do myślenia. Wróciłam do domu. Dopakowałam się. W końcu nastała godzina wyjazdu. Powiedziałam mamie i cioci że spotkamy się na lotnisku i wsiadłam z chłopcami do samochodu. Prowadził Niall. Ja z Dylanem siedzieliśmy na tylnym siedzeniu. Blondasek spoglądał na mnie w lusterku. Za to Dylan miał rękę na moim ramieniu i byłam w niego wtulona. Nawet kilka razy pocałował mnie z czoło. Po jakiś 15 minutach dojechaliśmy. Wysiedliśmy z samochodu i dołączyliśmy do reszty.
- Będę tęsknić skarbie - powiedział Dylan i musnął moje usta.
-Tak ja też będę tęsknić - dopowiedział Ni i przeczesał ręką włosy.
Wtuliłam się w niego na pożegnanie, ale halo to tylko dwa tygodnie. Tak samo zrobiłam z rodzicielką, Po wszystkich formalnościach znalazłyśmy się z ciocią w poczekalni w oczekiwaniu na nasz samolot. Nie wiem ile minęło ale siedziałam już koło cioci i starszego, dosyć przy tuszy, siwego faceta. W czasie lotu mężczyzna chrapał co mnie okropnie denerwowało. Włożyłam słuchawki do uszu i przestałam się tym przejmować. Lot zniosłam całkiem nieźle pomijając to że ogólnie boje się latać samolotem. Na lotnisku przywitała nas Karolina i George - mąż cioci. Poszliśmy grupką do samochodu. Bagaże przejął wujcio i włożył je do bagażnika. Rozrzedzałam się dookoła i wzięłam głęboki oddech.
- Megi jak super że przyleciałaś - wtrąciła Karolina kiedy rozmawiałam z wujkiem i ciocią.
- Tak też się ciesze - skłamałam.
- Kari oprowadzi cię po okolicy - powiedziała ciotka.
- I weżniecie Bruna na spacer - dodał wujek.
Dojechaliśmy szybko. Wysiadłam i zobaczyłam kremowy dwupiętrowy dom i bardzo ładnym ogródkiem. W drzwiach przywitał mnie Bruno - pies, golden retriever. Na białym dywanie w salonie biegały dwa kociątka rasy ragdoll. Jeden ma różową obroże, a drugi miętową.
- Molly to ta z różową - powiedziała Karolina stając koło mnie.
- A drugi?
- Drugi to chłopczyk, ale nie ma imienia bo jest dla ciebie jako prezent.
- Naprawdę o jejciu - z podekscytowania aż podskoczyłam.
Kocham koty. To jedne z moich ulubionych zwierząt. Ukucnęłam, obie białe kulki przybiegły do mnie i zaczęły się ocierać o moje kostki, co sprawiło że zaczęłam się śmiać. Wzięłam 'mojego kotka' na ręce.
- Nazwę go Lulek - oznajmiam.
Molly ma szare uszki i łapki natomiast Lulek szare uszki, łapki i pyszczek do tego niebieściutkie oczy.
Wujek wniósł  walizki  i torby do przed pokoju, a my z Karoliną po prostu rozmawiałyśmy. Pokazała mi 'mój' pokój. Ma miętowe ściany i duże łózko. Do tego białe meble. Później Kar przypięła Brunowi smycz i wyszłyśmy się przejść. Spotkałyśmy jej koleżankę. Zaczęła mówić w innym języku którego nie umiem i było mi trochę głupio.
- Van to jest Megan moja kuzynka i mówi po angielsku.
- Nie ma problemu jestem Vanessa Stars i pochodzę z Ameryki miło cię poznać.
- Megan Brooks urodziłam się w Dublinie, ale mieszkam w Londynie. - podałam jej rękę.
- To tak jak kicia - uśmiechnęła się.
- kicia? - zapytałam zdezorientowana.
- Ja - odparła Karolina.
Ulga bo mogę z kimś normalnie rozmawiać. Szliśmy przez dosyć ładny park. Usiadłyśmy na ławce, a Bruno biegał po trawie.
- Powiedz mi coś więcej  - zaczęła Van.
- Um co mam powiedzieć?
- Mieszka z mamą i braciszkiem który nie mówi, jest wrażliwa, uwielbia rysować i śpiewać gdy jest sama.. - mówiła Kar.
- Przestań ugh.
- Też lubię rysować - uśmiechnęła się brunetka.
 ----------------------
Leżałam na łóżku przeglądając timeline na twitterze. Telefon, który leżał na komodzie zawibrował. Wzięłam go do ręki i przeczytałam wiadomość.
Dylan: Hej misiu jak lot?
Meg: Dosyć dobrze x
Dylan: To się cieszę, tęsknie.
Meg: Minął nie cały dzień -,-
Dylan: Co z tego?!
Meg: Niczo

Myślałam co w ogóle będę tu robić. Może jest tu jakiś skatepark. Wpatrywałam się w biały sufit. Van jest miłą dziewczyną. Przynajmniej tak mi się wydaję. Z zamyślenia wyrwała mnie Karolina, wchodząc do pokoju. 
- Ej puka się!
- Spoko, ale mama woła na  kolacje.
Położyłam laptopa na łóżku i razem z nią zeszłam do jadalni. Góra kanapek stała na talerzu na stole. Bruno plątał się pod stołem oczekując że jakaś szynka spadnie na ziemie. Pałaszowaliśmy kolację. Karolina oznajmiła rodzicom że wychodzi. Zapytała się mnie czy idę z nią, na co odmówiłam, ale ciocia nalegała. Przebrałam się w coś lepszego i wyszłyśmy. Karolina była ubrana w krótką czarną sukienkę i czarne koturny. Ja natomiast założyłam krótkie bordowe spodenki, ciemną koszulę zawiązaną na końcu i bordowe converse. Weszłyśmy do nieznanego dla mnie domu. Kuzynka przywitała się z chyba wszystkimi przedstawiając mnie. Była tam też Van. Usiadłam razem z nią przy barze. Przystojny chłopak nalał nam drinka. Vani szybko go wypiła. Za to ja byłam zniesmaczona, ale żeby nie wyjść na jakąś głupią wypiłam. Karolina obściskiwała się z jakimś kolesiem pod ścianą, który trzymał ją za dupę. Brunetka widząc moją minę zaciągnęła mnie na 'parkiet'. Tańczyłyśmy razem, a chwilę potem ona tańczyła z jakimś blondynem. Zostałam sama, nieznająca nikogo. Wyszłam na dwór gdzie znajdowały się leżaki i basen. Usiadłam na jednym z nich. Jak się dowiedziałam dużo osób tu potrafi dobrze mówić po angielsku. Chociaż byłam z jednej rzeczy zadowolona. Usiadłam po turecku i wpatrywałam się w taflę wody. Koło mnie usiadł chłopak. 
- Megan? - spytał uśmiechając się.
- Tak a co?
- Karolina mówiła że cię zabierze. Miło cię poznać - podał mi rękę, a ja nią potrząsnęłam.
- Mi ciebie też.
- Jestem Mat. Czemu siedzisz sama?
- Bo Kati się obściskuje, a drugą osobą którą znam jest Van, która jest zajęta. 
- Huh to nieźle.
- Źle. Nie chciałam tu przychodzić.
Poszliśmy razem do baru po kolejny alkohol. Tym razem wódka. Co prawda nie lubię piwa ale wódkę mogę wypić. Mat zaprosił mnie do tańca. Było okej do puki nie zaczął się wolny. Poszłam usiąść na sofie.
- Czemu nie zatańczysz?
- Bo nie mogę - odparłam, zakładając nogę na nogę.
- Oh masz chłopaka w Anglii? Przecież się nie dowie, no dawaj!
- Powiedziałam nie i tyle. 
Najchętniej wróciłabym już do domu. Poprosiłam Mata o podwózkę. Wślizgnęłam się do domu nie zauważona, zostawiając Kati na imprezie. Dziwny dzień powiedziałam pod nosem. Przebrałam się i wślizgnęłam się pod kołdrę. Teraz leżąc myślę o Niallu. Chociaż powinnam o Dylanie. Co ze mną jest nie tak? Myślę o jego cudownych oczach, przeszywających mnie na lotnisku. To jak świetnie przytula. Jego blond włoski, które idealnie pasują do jego idealnej twarzy. Uh co?! Wzdrygnęłam się. 

Obudziłam się rano tuż po dziewiątej. Założyłam swoje słodkie kapcioszki i zeszłam do kuchni jak zwykle na śniadanie. Ciocia już je przygotowała. Razem z wujaszkiem siedzieliśmy przy stole. Ale gdzie Karolina? W tej chwili wparowała do domu razem z Bońkiem. Była ubrana na sportowo. Najwidoczniej biegała. Rozpięła obroże psu i dołączyła do nas. Jedliśmy przepyszne naleśniki. Ciocia bardzo dobrze gotuje. Po posiłku pomogłam posprzątać. Następnie wróciłam do pokoju. Otworzyłam okno. Pogoda nijaka - pomyślałam. Niebo zachmurzone, skłonne do ulewy. Zapewne też chłodno. Wyjęłam z szafy długie spodnie tzw. rurki, białą bluzkę z jakimś nadrukiem i ulubione trampki. Poszłam do łazienki. Wróciłam czysta, ubrana w ubrania i gotowa do wyjścia. Ubrałam jeszcze kurtkę i żegnając się z wujkami, wyszłam z domu. Szłam nie wiadomo gdzie. Nie znam dobrze tego miejsca. Poczułam chęć latania. Obróciłam się dookoła sprawdzając czy nikt nie idzie. Rozkładając skrzydła szybko uniosłam się nad ziemią. Czułam się świetnie. Tak beztrosko. Widziałam miasto z góry. Bloki, dwa parki, szkoła i jej boisko... Zatrzymałam się przed budynkiem nieznanej mi szkoły. Przeszłam dookoła i znalazłam się w parku. Podobał mi się. Staw, fontanna, dużo ławek i zieleni. Usiadłam na jednej z nich. Złożyłam nogi 'po turecku' i słuchając muzyki przez słuchawki patrzyłam wprost na fontannę. Na nosie poczułam krople deszczu. Spojrzałam na chodnik i zobaczyłam małe plamki wody. Do domu mam z jakieś 20 minut piechotą. Nie zważając na nic wzbiłam się w powietrze. Nie zamierzałam iść w tą ulewę. Dotarłam w samą porę. Na nogach stanęłam w ciemnym zaułku nie daleko domu. Pobiegłam czym prędzej i znalazłam się w pomieszczeniu. Zdjęłam moje buty i walnęłam je pod wieszakiem. Szybkim krokiem poszłam do mojego pokoju. Nie miałam co robić więc z torby wyjęłam mój ulubiony zeszyt zapełniony rysunkami, ołówki i zabrałam się do pracy.
Mijały kolejne dni. Dziś pojechałam z wujkami i kuzynką na zwiedzanie miasta. Centa handlowe, zabytki itp. Karolina porobiła zakupy. Dziwny to kraj tak jak inne mi nie znane. Codziennie widzę że ciotkę coś trapi. Każdego dnia jest coraz gorzej. Nie wiem jak zapytać.
Kiedy dojechaliśmy do domu. Karolina pobiegła do swojego pokoju. Ciocia z wujkiem poszli do kuchni. Długi czas rozmawiali. Wiem że to nie ładnie ale stanęłam koło wejścia i słuchałam.
- To kiedy?
- Kochanie nie wiem ale chyba najwyższy czas.
- Załamie się.
-  Kto? - nie mogąc się powstrzymać weszłam w trakcie,
- Megan - powiedziała ciocia smutnym głosem - chodź do salonu.
Usiadłyśmy na sofie, a wujek na fotelu obok nas.
- Meg jest mi tak przykro. Nie wiem jak to powiedzieć - łzy napłynęły jej do oczu.
- Ciociu co się stało?
- Twoja mama jest chora.
- Jak to?  - spojrzałam jej w oczy.
- Ma raka - powiedziała trzęsącym się głosem.
To niemożliwe! Informacja uderzyła we mnie z impetem. Siedziałam z otwartymi ustami i nie mogłam nic powiedzieć. Ciocia płakała. Wstałam i pobiegłam do pokoju. Żółciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Szlochałam jak głupia. Do pokoju weszła ciocia i usiadła na końcu łóżka, dotykając dłonią moich pleców.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam.
- Meg nie bądź zła.
- Ile chcieliście ukrywać że mama jest chora? Jak umrze? Chce wrócić do domu. Ile jej zostało? Specjalnie tu przyleciałam żeby ona mogła robić różne rzeczy. Żeby to ukryć? Zostaw mnie samą!
- Przepraszam.
Usłyszałam jak zamknęła drzwi. Byłam przerażona, smutna i zła. Wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i pierwszą osobą jaką wybrałam był to Niall.
- Halo?
- Hej słuchaj w domu będę wcześniej.
- Co się stało? Czemu płaczesz skarbie?
- Dowiedziałam się że moja mama umrze. Ma raka. Wszyscy przede mną to ukrywali.Nienawidzę ich. Chciałabym żebyś tu był. Potrzebuję kogoś przytulić, wygadać się. Ciebie. Nie Dylana, ja nie potrafię.
- Nie wiem co powiedzieć. Jesteś za daleko żebym tam był. Ale wiedz że jestem przy tobie duchem. Przepraszam.
- Za co? - powiedziałam trzęsącym się głosem.
- Za wszystko. Jak wrócisz wyjaśnię wszystko. Muszę kończyć.
- Pa.
Rozłączył się i zaczęłam słuchać muzyki na słuchawkach. Leżałam skulona pod kołdrą w ciemnym pokoju. Nie miałam ochoty na wstawanie i widzenie się z kimś. Jak spojrzę mamie w oczy?


*cytat Martyny Wojciechowskiej
_________________________________________

CZYTASZ? 
SKOMENTUJ TO MOTYWUJE :)

Przepraszam że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale zaczęły się sprawdziany, kartkówki i nauka. Posty będą się pojawiać rzadziej ze względu na szkołę.  Do następnego xx
tt - @rawrmynialler 

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 14 Niespodzianka.

   Kiedyś przyjaciele sprawiali że ten dzień był niesamowity. Teraz jestem tutaj. Daleko od starych przyjaciół. Leżałam w pokoju na moim jednoosobowym łóżku i wpatrywałam się w ciemny sufit. Jedna stopa wystawała poza kołdrę. Może to śmieszne ale inaczej nie zasnę.
Zegarek stojący na komodzie obok łóżka wskazywał 1:38. Westchnęłam i przekręciłam się na prawy bok. Spojrzałam na okno i albo świruje, albo widziałam jakąś postać. Po prostu to olałam i zamknęłam oczy.
 Coś uderzyło w szybę i dziwie się że jej nie zbiło. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na dole nikogo nie było. Dobra coś ze mną jest nie tak. Owinęłam się w niebieski szlafrok i założyłam kapciuszki. Telefon włożyłam do jednej z kieszeni.
Zeszłam na dół po szklankę mleka. Miałam taką ochotę. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam biały karton. Nalałam ciecz do podłużnej, wysokiej szklanki. Usiadłam na stołku koło blatu i piłam. Coś lub ktoś zapukało w drzwi. Po prostu zamarłam. Wstałam zostawiając szklankę i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wyjrzałam. Nikogo nie było. Kiedy miałam wrócić do domu osoba pociągnęła mnie za rękę tak że upadłam. Drzwi się zamknęły. Poleciałam jak kłoda na beton. Poczułam walenie serca. Pośpiesznie wstałam, ale zanim się obejrzałam zostałam uderzona i zemdlałam.
Obudziłam się w sumie nie wiem gdzie. Znajdowałam się w jakimś pomieszczeniu. Nie miałam na sobie szlafroku, który teraz wisi na krześle. Było ciemno, ale parę rzeczy widzę.  W drzwiach pojawił się chłopak był tylko w bokserkach. Byłam przerażona. Moje serce chyba zaraz wyjdzie mi z klatki piersiowej. Chłopach podszedł bliżej. Wszedł na łóżko na którym leżałam.
- Hej dziwko nareszcie się obudziłaś - powiedział brunet.
- Dziwko? - byłam zdziwiona.
Siedziałam maksymalnie podsunięta do poduszek. Miałam skulone  i skrzyżowane nogi.
- Dobrze słyszysz - zaśmiał się i przybliżał coraz bardziej.
Jego gorące ciało dotknęło mojego. Tak bardzo chciałabym stąd uciec. Olśniło mnie to Max.
- Zostaw mnie! Czego chcesz? - zapytałam trzęsącym się głosem.
- Pieprzyć się - powiedział pół szeptem.
Jego usta wylądowały przy moich i zaczęły całować. Próbowałam go odepchnąć, ale nie mogłam.
- Rozbierz się.
- Nie - krzyknęłam, a on uderzył mnie w twarz.
Psiknęłam i złapałam się za policzek. Podciągnął moją szarą koszulkę i tak po postu ją zdjął. W tej chwili policzek przestał mnie obchodzić. Skuliłam się. On chwycił moje nadgarstki i odciągnął moje ręce. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć.
- Nikt cie nie usłyszy.
Zaczęłam płakać. Muskał mnie ustami od ust do brzucha. Jego usta były wszędzie. Pod impulsem wyprostowałam nogi przez co go kopnęłam. Momentalnie mnie puścił.
- O nie suko.
Chwycił moje spodenki i ściągnął je razem z bielizną. Chciałam wstać i uciec ale jego ciało było właśnie nad moim. Wyłam i płakałam.
- Nie rób tego proszę - krzyczałam.
On tylko prychnął. Pociągnął za moje włosy i powiedział do ucha: Ściągnij moje bokserki.
Nie drgnęłam. Pociągnął mnie za włosy
- Powiedziałem coś suko.
Zrobiłam jak kazał. Nawet nie spojrzałam.
- Tylko komuś to powiesz to pożałujesz - ostrzegł.
Przygryzł wargę. Dotykał mnie wszędzie. Zgwałcił mnie.
Obudziłam się płacząc. Byłam cała mokra. Może to jakaś przestroga? Ale czemu znowu on? Teraz nawiedza mnie w snach. To chore.
--------------------------------------
Siedziałam na łóżku i przeglądałam Tumblra. Do pokoju weszła ciocia przedtem pukając. Miała bukiet moich ulubionych kwiatków w ręce.
- Wszystkiego najlepszego moja kochana.
Odłożyłam laptopa i z uśmiechem na ustach ją przytuliłam.
- Dziękuję.
- Oh moja mała dziewczynka kończy dziś 17 lat. Pamiętam jak chodziłaś w pieluchach i...
- Ciociu - westchnęłam.
- Oj no dobrze. Za jakieś pół godziny zejdź na dół - oznajmiła.
- Jasne.
Wyszła. Siedziałam przez jakieś kilka minut. Następnie zeszłam na dół po tych 'trzydziestu minutach'. Ubrana w spodenki od piżamy i  białą bluzkę na ramiączka z nadrukiem zeszłam na dół. Na głowie miałam niedbałego koka. Weszłam do salonu i usłyszałam głośne 'wszystkiego najlepszego'. Moim oczom ukazała się mama, która zrobiła zdjęcie, ciocia i Jake, który klaszcze. Na początku przestraszyłam się, ale później roześmiałam. Zobaczyłam tort na stole ze świeczkami 1 i 7. Po chwili zdmuchnęłam je myśląc życzenie. Kolejno podeszłam do każdego.
- Meguś moja malutka wszystkiego najlepszego. Żebyś znalazła wspaniałego chłopaka. Żebyś była szczęśliwa i zawsze uśmiechnięta. To dla ciebie - powiedziała mama i wręczyła niebieską torebeczkę.
- Kochanie też życzę ci żebyś znalazła chłopaka który pokocha cię taką jaką jesteś. Dużo pieniędzy i szczęścia i uśmiechu. A i żebyś niczym się bardzo nie przejmowała - dodała ciocia i dała kolorową torebeczkę także z prezentem.
Podszedł do mnie Jake i wręczył zapakowany w ozdobny papier prezent z czerwoną wstążka. Potargałam mu włoski i pocałowałam w policzek.
Ja i Jake usieliśmy po jednej stronie stołu, a mama z ciocią po drugiej.
- No otwieraj - wskazała rodzicielka na prezenty, które leżały na kanapie.
Wzięłam je na stół i powoli rozpakowałam.
- Wow nowy aparat dziękuję mamo - wykrzyknęłam.
W prezencie od Jake'a była własnoręczne zrobiona laurka i obrazek który narysował. Przedstawiał mnie i jego trzymających się za rękę. Następnym prezentem była książka i kosmetyki.
- Dziękuję Jake, dziękuję ciociu.
Po tym jak zjedliśmy po kawałku tortu poszłam do łazienki i uszykowałam się jakby do wyjścia. Włosy rozpuściłam. Nie wiem do kogo napisać, ale chce pogadać. 
Megi: Spotkajmy się.
Otrzymałam odpowiedz.
Niall: Tak oczywiście zaraz będę. 
Po około pięciu minutach był już pod domem. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Ujrzałam do uśmiechającego się. Od razu podbiegł do mnie i przytulił. Wtuliłam się w niego i czułam się bezpiecznie. spojrzałam mu oczy. Widać było ogromne szczęście. Przywitaliśmy się.
- Chodźmy i porozmawiajmy.
Poszliśmy spacerkiem do naszego ulubionego miejsca.
- No to mów.
- To jest chore.
- Co? - zmarszczył czoło.
- Max mi się śnił.
Zrobił dziwną minę i złapał mnie za dłoń.
- Wszystko okey?
- Tak, tak myślę.
- Czemu nie zadzwoniłaś? - spytał.
- Miałam cię budzić o 3 w nocy?
- Tak. Dla ciebie wstanę o każdej porze.
Jakie to słodkie
- Oh.
- Pójdźmy jutro do kina.
- Na co? - zapytałam zaskoczona.
- Na jakiś horror.
- Ugh. Nie mam kasy - powiedziałam smutno.
- Zapłacę za ciebie.
- Nie Niall.
- Ale ja chce.
Siedzieliśmy tak w ciszy. Miło z jego strony że zabiera mnie do kina.

Kilka godzin później znalazłam się w domu Nialla, który robi imprezę bo nie ma jego rodziców. Ubrałam się w czarną obcisłą sukienkę i czarne vansy, a włosy lekko podkręciłam. Domownik wpuścił mnie do domu. Były osoby które znałam. Jak na Nialla to mało. Byłam lekko zdziwiona.
- Co tak mało osób - powiedziałam wchodząc do salonu.
- Tak jakoś dziś nie chce żeby było za dużo.
- A co to za okazja?
- Tak jakoś - poruszył ramionami i odszedł.
Usiadłam na kanapie i patrzyłam jak ludzie tańczą. Zayn i Harry pili w kącie. Louis palił na tarasie. Widziałam go przez szklane drzwi z salonu. Niall zawołam mnie żebym poszła z nim do jego pokoju. Nie zaprotestowałam. Weszliśmy po schodach na górę. Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia, a on zapalił światło.
'Niespodzianka' usłyszałam i myślałam że moja głowa świruje.
- Kay? Chachi? - krzyknęłam podekscytowana.
- Megi - podbiegły obie i wtuliły się we mnie.
- Tęskniłam! Co tu robicie?
- My też - powiedziała Kay
- Przyjechałyśmy dla ciebie - dodała Chachi.
- Oh - psiknęłam.
- Dobra laski chodźmy na dół - westchnął Niall.
Zeszliśmy powoli. Było dziwnie cicho. Nagle kiedy weszłam do pokoju wszyscy krzyknęli niespodzianka!
Dylan i Hazz zaczęli gwizdać, a reszta klaskała.
- Jednak pamiętaliście - krzyknęłam, a łzy spłynęły mi po policzkach.
- Oczywiście prawda Niall - odezwał się Louis.
- Jasne - puścił mi oczko.
- Ty to wszystko?
- Z małą pomocą.
- Uh dziękuję jesteś wielki - przytuliłam go jak najmocniej mogłam.

Po tym jak prawie wszyscy byli wstawieni. Poszłam do pokoju Nialla żeby odpocząć od muzyki. Za  mną do pokoju wszedł Dylan.
- Mogę cię gdzieś zabrać? - spytał delikatnie.
- Gdzie?
- W takie pewne miejsce.
- Dud jasne.
Zeszliśmy na dół, a Dylan zakomunikował że na chwilę mnie zabiera. Wyszliśmy z domu i weszliśmy do jego czarnego BMW. Jak dowiedziałam się w rozmowie dostał samochód od rodziców na 17 urodziny. Jechaliśmy, a ja wpatrywałam się w krajobraz za szybą.
Wysiadaliśmy po około 14 minutach. Znaleźliśmy się nad plażą. Musiałam mieć zamknięte oczy i chwilę poczekać. Później szliśmy przez piasek aż dotarliśmy do właściwego miejsca. Zobaczyłam koc. Do okoła niego świeczki. Do tego trochę jedzenia i wódkę .
- Wow - powiedziałam - to wszystko dla mnie?
- Oczywiście - uśmiechnął się i skinął głową żebym usiadła.
Siedzieliśmy tak rozmawiając, jedząc, pijąc.
- Megi.
- Tak? - zapytałam, a on chwycił moją twarz.
- Kocham Cie - musnął moje usta.
Nie protestowałam.Podobało mi się to.
- Zakochałem się w tobie i chcę żebyś to wiedziała. Jesteś moją gwiazdką na niebie jak ta tutaj - wskazał na niebie jak dotąd najjaśniejszą tu gwiazdę. Zarumieniłam się.
- Chcę żebyś była moją dziewczyną - wyszeptał.
- Możemy spróbować - pocałowałam co w usta.
Wpatrywaliśmy się w gwiazdy pijąc. W sumie to ja piłam. Po jakiś czasie zaczął mówić
- Chodź się wykąpać - powiedział uśmiechając się i ruszając brwiami.
- Nie mam stroju, a przy okazji oszalałeś?!
- Zrób coś szalonego w 17 urodziny - odpowiedział  wstając i zdejmując ubrania - zamknij oczy skarbie chyba że chcesz..
- Nie jednak zamknę.
Usłyszałam tylko dźwięk wzburzonej wody i zobaczyłam go po pas w wodzie.
- No dalej - krzyknął i machnął ręką.
- Zgoda ale odwróć się.
Zdjęłam ubrania i pod wpływem alkoholu wskoczyłam do wody. Nic mnie nie obchodziło. Kompletnie. Ale nie byłam upita czy coś. Dylan uśmiechnął się i przygryzł wargę. Podpłynął trochę do mnie i złapał za rękę.
- Jesteś taka piękna - powiedział szepcząc mi to ucha.
Byłam po szyje w wodzie.
- Dziękuję - zarumieniłam się.
Zaczął mnie całować i przytulił mnie do siebie. Jego ciepłe ciało dotykało mojego. Chwila czuję jakiś materiał.
- Masz bokserki? - zapytałam marszcząc czoło.
- Tak, mam drugie - zaśmiał się.
- Jesteś głupi.
- To co i tak mnie lubisz.
Wziął mnie na ręce jak pannę młodą i poszedł na głębszą wodę. Jemu dosięgała do szyi, a strach pomyśleć ile byłabym zanurzona.
- Dylan zimno mi.
- Uh tak to zaczekaj idę po ręcznik.
Chwilę potem stał na brzegu z puszystym ręcznikiem. Odchylił głowę do tyłu pokazując że nie patrzy. Następnie owiną ręce z ręcznikiem dookoła mnie.
- Mam cię - powiedział.
Uśmiechnęłam się, a on pocałował mnie w czoło. Kiedy poszedł do samochodu przebrać się w swoje suche bokserki i ubrania, ja spokojnie przebrałam się w swoje ubrania. Spojrzałam na zegarek telefonu. Była 23:38.
- Jedziemy już - zapytałam kiedy przyszedł już ubrany .
- Jak chcesz kochanie - westchnął.
Zebraliśmy rzeczy i powróciliśmy do samochodu. Wróciliśmy dość szybko do domu Nialla. 'Impreza' trwała do około 24:46. Później Dylan odwiózł mnie pod sam dom. Na pożegnanie całowaliśmy się. On przywarł mnie do drzwi opierając ręce po dwóch stronach mojej głowy. Ja natomiast trzymałam jego twarz. W końcu pożegnaliśmy się, a ja po cichu weszłam do domu.
Już przebrana i umyta wylądowałam w łóżku. Opisałam swój niesamowity dzień w pamiętniku wsunęłam go następnie pod materac i poszłam spać.

-----------------------------------
-Weź kurtkę.
- Jasne czemu by nie - odpowiedziałam Niallowi.
-  Ma być chłodno.
Wróciłam się jeszcze po jasną jeansową kurteczkę. Pojawiłam się z powrotem u boku Nialla. Po około 20 minutach byliśmy już w kinie. A jeszcze po kilkunastu minutach siedzieliśmy na sali. Pierwsze sceny filmu były dość nudne, ale później się zaczęło. Nie tylko ja byłam przerażona. 
Zakryłam oczy dłonią, kiedy morderca zabijał swoją ofiarę. Przy kolejnych minutach filmu siedziałam z rękoma na twarzy zostawiając małe otwory na oczy. Blondynek spojrzał kątem oka na mnie i przełożył swoją rękę przez moje ramię. Czułam się lepiej.
- Podobało się - spytał Niall, kiedy wychodziliśmy z kina.
- Było nie źle, dzięki.
- Za co?
- Że pokryłeś koszt. Naprawdę nie..
- Oj przestań już - przerwał mi kładąc swoją dłoń na moich ustach.
Zirytowana polizałam ją. Zrobił zniesmaczoną minę i zabrał rękę, przez co się zaśmiałam.
Zawiózł mnie przed dom. Staliśmy chwilę przed domem. On oparty o samochód. 
Światło w moim domu świeciło się w kuchni i pokoju mamy. Oznacza to że ciocia mogła nas widzieć, a to nosi za sobą konsekwencje 'masz chłopaka?', ' kim jest ten przystojniak?'.
- To ja idę - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. 
- Siemka młoda.
Weszłam pośpiesznie do domu, a w przedpokoju zaczepiła mnie ciocia. Uh.
- Skąd to się wraca tak późno?
- Ciociu są wakacje - westchnęłam ściągając buty.
- To nie zmienia faktu. 
- Byłam z przyjacielem.
- Oh Megi no dobrze nie wnikam.
Wow obyło się jakoś. Poszłam po schodach do pokoju. Weszłam na łóżko po drodze chwytając laptopa. Weszłam na tumblra. Potem na twittera, a następnie na facebooka. Zobaczyłam że moja stara przyjaciółka jest dostępna. 
Megi: Hej Lucy :)
Lucy: Oh Megi cześć!! :*
Megi: tak dawno pisałyśmy
Lucy: Wiem. Co u ciebie?
Megi: Wszystko okej
Lucy: Opowiadaj w szczegółach.
Megi: Ugh zaprzyjaźniłam się z tym Niallem co ci pisałam, ale zaczynam coś do niego czuć, ale mam chłopaka  ratunku.
Lucy: Oh nie wiem co ci doradzić.
Megi: Dziś zabrał mnie do kina. I jest taki przesłodki. Mówi do mnie skarbie i kochanie. Czuje się przy nim taka szczęśliwa, ale Dylan też jest niczego sobie. Do tego wczoraj zabrał mnie na plaże. Tak romantycznie.
Lucy: Wow jaka ty zakochana :P Zabrali cię na randki. 
Megi: Nie to po prostu przyjacielskie wyjście z Niallem. A z Dylanem to może... ale jeju, nie chce wybierać.
Lucy: Wiesz co ja muszę zmykać bo mama się złości, ale jeszcze cię złapię buźki x
Megi: Pa! x
Leżałam z laptopem na kolanach jeszcze jakieś parę minut i postanowiłam się przebrać. Wyszłam z pokoju do łazienki z piżamą w rękach.  Wzięłam prysznic i przebrałam się. Wróciłam do pokoju. Nie wiem kiedy zasnęłam. Byłam zmęczona.
-----------------------------------------

No i jest rozdział 14. Myślę że się spodoba. Liczę na komentarze xx

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 13. Chcę żebyś była szczęśliwa.

- Co zakładasz? - spytał niebieskooki.
- Hmm.. wiesz co nie wiem, ale jest ciepło - odparłam patrząc przez otwarte okno ukazujące lasek, ponieważ pokój położony jest z tyłu domu.
Szybko włożyłam ostatnie co mi zostało czyli białe szorty. Razem z chłopakami zrobiliśmy 'mały' wypad na miasto. Spotkaliśmy paru znajomych. Także Harrego z Louisem którzy przytulali się i byli naprawdę szczęśliwi.
- Wow hej um hej - byłam lekko zakłopotana.
- Cześć Megi to nie tak że... - odezwał się Harry.
- Oni są razem i no wiesz co dalej - odparł Niall przeczesując ręką włosy.
- Oh to takie słodkie - uśmiechnęłam się.
Louis stał zakłopotany trzymając Hazzę za rękę. Popatrzył na mnie potem chwile na Dylana i następnie na swojego chłopaka.
- Nie masz nic przeciwko...
- Oczywiście że nie Loueh! - zaśmiałam się i posłałam mu pozytywne spojrzenie.
- Bo wiesz Haz to facet.
- Czemu miałabym coś przeciwko? Nie ma problemu że jesteś gejem.
- Wspaniale - wyrwał Harry i ukazał swoje seksowne dołeczki.
- To jest Dylan - wskazałam na chłopaka obok.
Przywitali się. Zamieniliśmy parę słów i  pozostawiliśmy parę w spokoju. W nocy mamy zaplanowany wypad do sąsiedniego miasta. A teraz tułamy się z nudów. Przeglądam wystawy sklepowe z kolorowymi napisami zachęcającymi to kupienia czegoś.
- Gdzie idziemy? - odezwał się Dylan.
- Przed siebie - zaśmiałam się.
- Wspaniale - rzucił Niall.
Tak jak powiedziałam szliśmy nie wiadomo gdzie. Po prostu przed siebie. Znaleźliśmy się na obrzeżach Londynu. Każdy z nas był zdezorientowany. Przechodziliśmy przez pasy.
- UWAŻAJ! - krzyknął Nialler, szarpiąc mnie za rękę.
Przez to straciłam równowagę, potknęłam się o własne nogi i runęłam na asfalt.
- Nic Ci się nie stało - powiedzieli oboje jednym czasie podając mi ręce.
- Wszystko w porządku - odparłam, podnosząc się i strzepując brud z mojego ciała.
Z niedowarzaniem popatrzyłam na rozbity na latarni samochód. Byłam przestraszona i roztrzęsiona. Obcy ludzie zadzwonili po karetkę i policje. Okazało się że człowiek prowadzący to auto był pijany, a ja zostałabym potrącona. Byłam na prawdę zdezorientowana.
- Jezu dziękuję - przytuliłam mocno jak tylko się dało Nialla, który był zszokowany.
tak bardzo dziękuję
- Nie wiem co się stało - odparł.
- Ja tak samo, chodźmy stąd! - warknął Dylan.
Rozmawialiśmy przez całą drogę do domu. Co by było gdyby? Weszliśmy do domu. Było cicho. Mama zapewne znowu w szpitalu. Coś się z nią ostatnio dzieje. Nikt nie wie co.
Zrobiliśmy coś dobrego do jedzenia i usiedliśmy przed telewizorem. Kiedy zostałam już sama i poszłam do pokoju zrobiło mi się dziwnie. Nie leżałabym teraz w tym łóżku. Łzy mimowolnie napłynęły mi  do oczu. Szybko je przetarłam. Podłączyłam słuchawki do telefonu i włączyłam muzykę żeby się odprężyć. To zawsze działa. Odpłynęłam.
*puk* *puk*
- Hej Megi otwórz! Megi...
Obudziło mnie stukanie o szybę okna. Było już ciemno, noc. Otworzyłam okno blondynowi.
- No wreszcie ile można - nie namyślając wlazł do pokoju.
- Przepraszam - ziewnęłam - spałam.
- Rozbudź się bo lecimy - odparł siadając na krześle.
Pobiegłam do łazienki, zrobiłam szybko parę rzeczy i polecieliśmy.  Lekki wiaterek nam sprzyjał. Po kilku minutach w małym lasku zobaczyliśmy grupkę znajomych.
- Hej Zayn - przybiłam mu piąteczkę - i siema wszystkim!
Przywitaliśmy się i wyciągnęłam od koleszki papierosa.
- Nie powinnaś palić - odezwał się Niall.
- Czemu? Zayn i inni mogą a ja nie?
- Bo jesteś zbyt piękna żeby się niszczyć - odpowiedział zabierając mi z ręki zapalonego już papierosa.
Nie odezwałam się i nastała chwila ciszy. Zayn popatrzył na mnie z uśmiechem. Rozmawialiśmy i śmieliśmy się z bezsensownych rzeczy. W pewnej chwili zrobiło się zimno. Zayn i Harry nadal się z czegoś śmiali, ale nie wiem z czego bo się wyłączyłam.
- Hej zimno ci? - zapytał Irlandczyk kiedy zauważył że pocieram dłonie i w nie dmucham.
- Może trochę.
- Dam ci moją bluzę - zaczął ją zdejmować, ale położyłam rękę na jego ręce, a on zaprzestał czynność.
- Nie trzeba po prostu mnie przytul.
Następnie wtuliłam się w jego bluzę zrobioną z miękkiego materiału o kolorze jasnofioletowym. Staliśmy jeszcze parę minut w sumie bezsensu.
- Cisza! - krzyknął brunet którego imienia nie znam.
Wszyscy ucichli, a on wskazał na siebie potem na dziewczynę siedzącą na ławce kawałek od nas. Potarł ręce i zaczął iść w jej stronę. Wiem co chce zrobić.
 - Niall idźmy skąd! - szarpnęłam jego rękę.
- Dlaczego?
- Bo nie chce przy tym być.
- Jeśli chcesz.
Polecieliśmy nad jeziorko które jest jego ulubionym miejscem. Dotarliśmy na miejsce dosyć szybko. Usiedliśmy na drewnianej ławce. Ja skrzyżowałam nogi natomiast on pozostawił je proste. Oparł rękę po dwóch stronach swoich bioder i spojrzał na mnie.
- Co się stało?
- Co.. nic - powiedziałam zabierając kosmyk swoich włosów za ucho.
- Przestraszyłaś się?
- Oh no tak bo ja nie jestem ta zła i nie chce być czarnym aniołem.
- To dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, a jego oczy spojrzały głęboko w moje.
- Dla ciebie - zająknęłam się - bo nie chciałam cię stracić.
bo jesteś dla mnie wszystkim
Nic nie powiedział, ale mnie przytulił. Poczułam jaki ciepły jest. To było takie ugh. Nawet nie mogę tego określić.
- Przepraszam - wyszeptał cicho w moje ucho.
Jego ciepły oddech otulał moje ucho. Mówił dalej.
- Jestem takim dupkiem. Nie chcę żebyś cierpiała. Na prawdę chcę żebyś z powrotem była białą anielicą, a jeśli to będzie konieczne ja po prostu odejdę.
- Niall...
- Skarbie jesteś dla mnie cholernie ważna. Nie wiem co zrobić żeby cofnąć czas. Chcę żebyś była szczęśliwa bo jesteś piękna w środku i na zewnątrz. Nie zasługujesz na ten brud. Wiem Max nie da mi spokoju więc...
- Nie! - ścisnęłam go mocniej - Będziemy się przyjaźnić mimo tego idioty, mimo że będziemy 'wrogami'. Nic nam nie przeszkodzi!

---------------------------------------------------

Jest 6 sierpnia co oznacza że jutro są moje urodziny. Nikt oprócz moich rodziców nie wie kiedy się urodziłam. No może Kay i Chachi, ale one są daleko. Może zapomniały. Wczoraj przyleciała z Polski moja kochana ciocia- siostra rodzona mojej mamy. Wstałam z łóżka w około południe. W kolorowej piżamie zeszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Wyjęłam z lodówki jogurt naturalny i borówki. Z szafki wyciągnęłam musli, a z innej miseczkę. Z białym naczyniem pełnym pyszności i łyżeczką w dłoni powędrowałam do salonu. Usiadłam na skórzanej sofie i włączyłam telewizor. Chwilę później usiadł koło mnie Jake. Był ubrany w jasne jeansy, koszulkę z nadrukiem supermana, a na małych stopkach miał kapcie w kształcie pieska w kolorze jasnobrązowym. Chwycił pilota, który leżał na moim udzie i przełączył na bajki. Akurat leciał Kubuś Puchatek, którego oboje uwielbiamy. Tak spędziliśmy około trzydziestu minut. Następnie do salonu przyszły ciocia i mama. Przywitałam się z nimi.
- Jutro twoje urodziny więc zostaniesz tutaj, ale pojutrze zabieram cię do mnie - powiedziała ciocia.
Prawie zakrztusiłam się jedzeniem. Spojrzałam na nią. 
- Jak to? 
- Tak to kochanie. Przylecisz na jakieś dwa tygodnie. Przy okazji Karolina chce się zobaczyć.
To córka ciotki, która ma 18 lat. Pamiętam ją jako pyskującą dziwkę. Tak bez obrazy. W jej szkole krążyły plotki że pieprzyła codziennie innego chłopaka. Może to nie tylko plotki. Ona byłaby do tego zdolna. Oczywiście ciocia niczego nie wie.
Przenosząc się do lat podstawówki... mieszkałam w Irlandii, dokładnie w Dublinie. Wtedy jeszcze ciocia, wujek i Karolina mieszkali dom obok nas. Karolina była wzorową dziewczyną, a ja byłam porównywana do niej. ''Nie możesz być jak Karolina?" Coś w tym stylu. W wieku 11 lat wujkowie przeprowadzili się do Polski. Co prawda przylatywali co lato, ale to nie to samo. Karolina znalazła inne, złe towarzystwo. Wpakowała się w kłopoty. Przestała się uczyć, zaczęła pyskować. W gimnazjum farbowała włosy i zrobiła sobie kolczyka w wardze. Natomiast po gimnazjum w pępku i w nosie. Palenie. Picie. Imprezy. To jej ulubione rzeczy. Okropnie się zmieniła. 
- Uh dobra niech będzie - odpowiedziałam wstając i idąc do kuchni.
Włożyłam naczynie i łyżkę do zmywarki. Posprzątałam po sobie i wróciłam do salonu. Co ja będę tam robić? Wychodzić z Karoliną i jej znajomymi na pewno nie. Zostaje siedzenie w domu na twitterze lub tumblrze. Zmarnowane dwa tygodnie wakacji.
Zniechęcona powolnym krokiem doszłam do mojego pokoju. Wyjęłam z szafy koszule jeansową bez rękawów, białe szorty i jasnoniebieskie skarpetki. Rzadko zakładam jakiekolwiek skarpetki. No jeśli jest zima, albo jest zimo albo tak po prostu. Na dole szafy mam poukładane wszystkie moje buty. Wzięłam jedne z ulubionych czyli jasnoniebieskie długie converse z białymi gwiazdkami. Położyłam je na dywanie, a z ubraniami poszłam do łazienki. Wzięłam kąpiel. Tak jak codziennie umyłam włosy. Wyszczotkowałam zęby niebiesko-przezroczystą szczoteczką. Wysuszyłam spokojnie włosy robiąc przedziałek na środku. Postanowiłam że na jutro przefarbuje włosy na kolor czerwony lub bordowy. Ale to nastąpi dopiero wieczorem. Stojąc owinięta w zielony ręcznik dokończyłam układanie niesfornych włosów. Następnie ubrałam czystą bieliznę i ubrania wcześniej naszykowane. Wyszłam z łazienki drepcząc nadal w moich uroczych kapciuszkach. Wrzuciłam piżamę do prania. Wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek stojący na komodzie obok łóżka. Widniała na nim godzina 13:30. Zawiązałam buty które założyłam na stopy i wyszłam z pokoju z torbą w której zabrałam: zeszyt, ołówki, aparat, telefon oraz słuchawki. Jakbym mogła o nich zapomnieć.  Zbiegłam po schodach zahaczając jeszcze o kuchnie. Spotkałam tam mamę.
- Idę na spacer - odezwałam się i oparłam się o framugę drzwi.
- Zabierz ze sobą Jake'a.
- Co? Nie, mamo - próbowałam się wybronić ale na nic to nie wyszło.
- Jest w salonie wystarczy że założy butki i już.
- Dobra - warknęłam - kocham cię - po chwili dodałam i dałam buziaka rodzicielce.
W przedpokoju stał już gotowy do wyjścia Jake. Uśmiechał się szeroko.
- Chodź młody - poklepałam go po plecach.
Wyszliśmy z domu. Szliśmy w stronę parku trzymając się za ręce. W drodze zatrzymaliśmy się bo Jake zobaczył wielkiego kolorowego lizaka, którego zobaczył na wystawie sklepowej. Oczywiście pociągną moją rękę i weszliśmy do sklepu.  Wskazał palcem na lizaka, a sklepowa mu go podała. Zapłaciłam i wyszliśmy. Wepchnął całego do buzi i wyglądało to strasznie śmiesznie. Oczywiście nie mogło się obejść bez zdjęcia.
Na pamiątkę. Mijaliśmy wiele ludzi spieszących się.  Doszliśmy do bramy parku. Jake chciał ją pchnąć, ale miał z tym trudność. Pomogłam mu na co on się uśmiechnął. Odpowiedziałam tym samym.
Babcie czytające na ławkach, ludzie z psami, nastolatki, dzieci na placu zabaw na który zmierzamy, RODZINY z dziećmi. Już nic nie będzie takie samo. Tata już z nami nie mieszka. Została mi tylko mama i ukochany braciszek. A co jeśli coś się stanie?
- Uh - pacnęłam dłonią w głowę.
Jake spojrzał na mnie do góry z proszącym wzrokiem. Pociągną lekko moją dłoń i wskazał ręką na plac zabaw. Zapewne tam są jego znajomi ze szkoły. Oh szkoła. Jeszcze jeden rok w tej budzie. Ale ostatni rok kiedy będziemy tu wszyscy razem.
Jake puścił moją dłoń i pobiegł na huśtawki. Po chwili porozumiewał się ze znajomymi (on nie mówi, ale rozumie to co inni mówią). Ja usiadłam na drewnianej ławce. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam The Vamps. Są super. Słuchałam ich na zmianę z 5 Seconds Of Summer. Skrzyżowałam nogi. Wyciągnęłam z nudów zeszyt i zaczęłam coś bazgrać. Czasami nuciłam sobie ulubione fragmenty piosenek.
Jake bawił się z dwoma koleżankami i kolegom. Poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu. Mimowolnie psiknęłam. Zgadłam! To Niall.
- Hej słońce - powiedział siadając obok mnie.
- Hej.
- Wow pokaż - chwycił ręką zeszyt i wstał.
Zaczął przeglądać kartki z rysunkami.
- Dobra oddaj - powiedziałam wstając i wyciągając rękę.
Zaczęłam się wkurzać. Nikt nie ogląda moich rysunków. Na prawdę uważam że nie mam za specjalnego talentu. Osoby rysują portrety, arcydzieła. A ja? Beznadzieja. On mnie wyśmieje.
- To jest ładne.
Wskazał palcem na narysowaną ołówkiem parę, która trzyma się za ręce Jest narysowana od tyłu. Nie skłamię. Chłopak to Niall. Ale dziewczyna to nie ja. Nie ja.
- Oddaj - westchnęłam.
- To wszystko jest piękne.
- Nie, wcale nie. Osoby rysują pięknie, a to są bazgroły.
- Nie zgodzę się, ale proszę - położył zeszyt na ławce.
Spojrzałam na niego i usiadłam z powrotem na ławce. Niall koło mnie. Schowałam zeszyt i przybory do torby.
- Przyszedłeś tu sam?
- Nie. Z kuzynką jest tam - wskazał na rudowłosą dziewczynkę z którą bawi się Jake.
Włożyłam jedną słuchawkę do ucha żeby słyszeć muzykę.
- Czego słuchasz?
- Um Five Seconds Of Summer.
- Tak są świetni i w ogóle się znamy.
- C-co? - oniemiałam - wkręcasz mnie.
- Nie, przyjeżdżają tu co roku i będą mieć tu koncerty jeszcze w te wakacje.
- O boże. Nie to nie jest prawda Niall.
- Szczera prawda skarbie. To moi przyjaciele.
W duchu zaczęłam piszczeć. On zna mój ukochany zespół i o jej jeszcze tu przyjadą.
- Czyli - przytuliłam go - zapoznasz mnie z nimi?
- Jasne ale to będzie niespodzianką.
- Jesteś taki kochany - powiedziałam podekscytowana. 
   ------------------------------------------------------

To rozdział 13. Jak wam się podoba? Może coś powinnam poprawić. Zostawcie komentarze z opinią. 
Do następnego xx

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 12 Wydajesz się być miły.

     Rano usłyszałam tylko trzask zatrzaskującego się okna. Przez to się obudziłam. Spojrzałam na zegarek była piąta rano. Z niechęcią do wstania poszłam dalej spać. Spałam do 7. Potem już nie mogłam zasnąć. Leżąc na łóżku rozmyślałam co dziś robić. Może wezmę się za rysowanie. Wstałam z łóżka. Z szafy wyciągnęłam białą luźną koszulkę, jasne szorty, szelki i białe converse. Powędrowałam do łazienki. Wzięłam przyrznic, przebrałam się, ułożyłam włosy i wróciłam do pokoju. Z wieszaka ściągnęłam torbę, wsadziłam do niej: telefon, słuchawki, zeszyt, kilka ołówków, gumkę i bidon do późniejszego napełnienia. Zeszłam po cichu na dół. Weszłam do kuchni. Zrobiłam sobie zieloną herbatę  i wlałam ją do bidonu. Wsadziłam go do torby, założyłam i zawiązałam buty  i wyszłam zamykając na klucz drzwi. Na dworze było spokojnie. Wiał lekki wiatr. Garstka ludzi przemieszczała się po ulicach. Lubię rano wychodzić. Za wiele się wtedy nie dzieje. Poszłam do mojego ulubionego parku, a zarazem jedynego tutaj. Tym razem poszłam na jego koniec. Usiadłam na ławce pod dużym drzewem i  zaczęłam rysować, ale zanim to zrobiłam podłączyłam słuchawki i w moich uszach rozległa się ulubiona nuta. Nie zauważałam jak ludzi w parku przybywało. Także tego że była już 10. Zebrałam swoje manatki i ruszyłam  w drogę. Szłam powolnym krokiem po parku trzymając ręcę w kieszeni bluzy, którą wzięłam. Dzieci biegały na trawie bawiąc się, a rodzice z nimi. Przechodzący ludzie nie zwracali na  mnie większej uwagi. Do czasu.
- Hi, przepraszam wiesz gdzie jest kawiarnia? - spytał.
- Um... mogę cię zaprowadzić jeśli chcesz. 
- Jasne, dzięki - uśmiechnął się.Szliśmy sporadycznie rozmawiając. 
Dowiedziałam się że przedwczoraj się tu przeprowadził z ojcem i 16 letnią siostrą. 
- Jak masz w ogóle na imię? - spytał.
- Megan, ale mów mi Lili albo Megi jak wolisz.
- Czemu Lili?- To moje drugie imię.
- Aha no dobra moje to Dylan.
- To tutaj - wskazałam na czarne drzwi.
- Wejdź ze mną.
- No nie wiem - zrobiłam dziwną minę.
- Oj chodź  - pociągnął mnie za rękę.
Zamówiliśmy dwie mrożone kawy z bitą śmietaną.  Dylan zapłacił. Byłam zmieszana ale fajnie mi się z nim dogadywało.  
- A co z twoją mamą, bo wiem że przeprowadziłeś się tu z tatą?
Spojrzał w przestrzeń, nie odpowiedział. Napłynęły mu łzy do oczu. 
- Przepraszam nie chciałam.
- Mama zginęła w wypadku samochodowym razem z moją starszą siostrą. Pojutrze mija dokładnie rok -  odwrócił się żeby schować swoje uczucia. 
Wstałam i nie zważając na nic przytuliłam go. Tak to się zaczęło. Nasza znajomość. wyszliśmy z kawiarni i poszliśmy przed siebie.
- Muszę wracać do domu. 
- Odprowadzę cię - odpowiedział.
- Jeśli chcesz  - westchnęłam.
Szliśmy dosyć wolno. Mijało nas mnóstwo samochodów, ludzi na rowerach i innych. W końcu doszliśmy na miejsce. Weszłam po schodach i oparłam się o drzwi z czarnego drewna. Patrzyliśmy na siebie przez chwile. 
- Wydajesz się być miły - wypaliłam.
Uśmiechnął się po czym odparł
- Ty też. Może się jutro spotkamy?
- Z chęcią - podałam mu rękę.
- To jesteśmy umówieni. - odpowiedział potrząsając moją.

-----------------------------------
Przepraszam że rozdziały są takie krótkie, ale następne będą dłuższe. Więc zapraszam do czytania następnych.
Buziaczki xx
@Roomiectioner_

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 11 Trochę spokoju

Sama nie mogę tego zrobić...
Spojrzałam z powrotem na blondyna, a on na mnie. Wybrałam złą drogę do uratowania naszej przyjaźni, teraz trzeba to naprawić. Nie wiem na razie jak, ale myślę że da się coś zrobić. 
- Potrzebuje twojej pomocy - odezwałam się po chwili namysłu.
- Po co?
- Trzeba coś z tym zrobić.
- Niby co chcesz z tym zrobić? Od kilku lat zmierzam się z tym co noc. Miotają mną wyrzuty sumienia, że nie mogę nic zrobić. Max nie da za wygraną, a tym bardziej jego armia. Nic nie zrobimy.
- Jeśli mi uwierzysz to zrobimy - uśmiechnęłam się.

Obudziłam się o 10 rano. Słońce oślepiło moje świeżo otwarte oczy przez szparę w zasłonkach. Podniosłam się z łóżka z niechęcią, uchyliłam okno i odsłoniłam zasłonki wpuszczając promienie słoneczne do pokoju. Na dywanie zobaczyłam własne czarne pióro. Z pośpiechem je podniosłam i schowałam do szkatułki umiejscowionej na biurku. Po paru minutach leżenia zeszłam na dół. Mama już nie spała. Byłyśmy same bo Jake był u.... ojca. Podeszłam do niej i przywitałam ją buziakiem. 
- Cześć mamusiu co dziś na śniadanko? - spytałam pocierając ręce.
- Hej, naleśniki - odpowiedziała.
- Oh takie pyszności - powiedziałam kiedy nałożyła moją porcje na talerz. Wzięłam talerz i poszłam do jadalni. Usiałam wygodnie i pałaszowałam z mamą śniadanie. Zmyłam po mamie i sobie, posprzątałam, ogarnęłam się i poszłam do pracy. 
Wróciłam około 16. Miałam ochotę położyć się, ale nie bo Niall miał ochotę wyjść. Przebrałam się i wyszłam z domu. Umówiliśmy się w kawiarni. Dotarłam druga. Siedział w koszuli patrząc w menu i trzymając gitarę w ręku. Usiadłam z drugiej strony. 
- Siemka.
- Hejka młoda.
- Co dziś chcesz robić? Będziesz mi grał? - zapytałam z bananem na twarzy.
- Oczywiście. Najpierw kawa, a potem park.
- Jak sobie królewicz zechce - potargałam jego jak zawsze roztrzepaną fryzurę
Wypiliśmy kawę i poszliśmy w zaplanowane miejsce. Była ładna pogoda. Rozłożyliśmy kocyk Nialla na trawie i rozsiadaliśmy się na nim. On wziął gitarę i zaczął grać i śpiewać. Zamknęłam oczy i położyłam się marząc. Czy kiedykolwiek będzie lepiej? Coś, a może ktoś zakryło mi słońce. Otworzyłam oczy. Była to malutka dziewczynka zafascynowana grą Niallera. Po chwili podeszła do niej mama i zabrała ją. Zrobiła smutną minkę. Niall przestał grać. 
- Podobało się? 
- No jasne że tak - uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za rękę tak żeby się położył, przytuliłam go - spać mi się chce.
- To idź spać. Przy mnie jesteś bezpieczna.
Uśmiechnęłam się i zasnęłam. Nie wiem ile minęło czasu, ale zapewne długo. Otwarłszy oczy zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą twarz. 
- Nareszcie wstałaś. Myślałem że zostaniemy na noc - zaśmiał się.
- Mogłeś mnie obudzić - powiedziałam ziewając.
- Chodź zabiorę cię do domu i tam pójdziesz spokojnie spać.
Wstaliśmy zwinęliśmy wszystko co mięliśmy i poszliśmy do mnie. Ja weszłam normalnie, a Niall przez okno. Weszłam spokojnie po schodach. Otworzyłam mu okno i wszedł. 
- Idź się ogarniać, a ja tu poczekam.
Poszłam do łazienki, umyłam zęby. Co tam że nie jadłam kolacji. Przebrałam się także w piżamkę i wróciłam do Nialla. Leżał na łóżku. Stanęłam nad nim z założonymi rękoma.  On rozłożył się i nadal leżał. Nie wiem co by mi mama zrobiła gdyby weszła do pokoju i spałabym z nim. On musi iść do domu. 
- Nie możesz zostać.
- Czemu? - zrobił minkę słodkiego proszącego pieska.
- Bo mama...
- To ja będę spał na fotelu - wskazał na niego.
- Ym.. no niech Ci będzie, ale zero proszenia.
- Dzięki.
Ja położyłam się pod kołdrę a on pod koc. Prawie zasypiałam, a ten wskoczył mi do łóżka. 
- Ej! Mówiłam Ci coś - warknęłam
- No dobra na parę minutek bo jesteś ciepła - uśmiechnął się.
- Okey, ale idziesz tam spać - wtuliłam się.
Zanim on poszedł zasnęłam. On też był cieplutki. Potem poczułam jak poszedł na fotel, ale dalej spałam.
Rano usłyszałam tylko trzask zatrzaskującego się okna....

Rozdział 10 Powoli odkrywam świat ciemnej strony.

- Wynocha - krzyknął Peterson.
- Megan?! - powiedział zszokowany Niall. 
- Mamy niespodziewanego gościa - uśmiechnął się - Mark, Daniel zatrzymajcie ją!
- Nie, puść mnie - usiłowałam się wyrwać.
Co ja zrobiłam. Patrzył na mnie żałośnie i się śmiał. Niall nie mógł nic powiedzieć, pobladł. Strach ogarnął całą mnie. 
- Co cię tu sprowadza? - spytał szatyn podchodząc do mnie i dotykając mój policzek. 
- Zostaw mnie, przyszłam prosić cię o coś - chciałam się wyrwać, ale po raz kolejny się nie udało.
- Max zostaw ją, czekaj co ty gadasz? - szczęka mu opadła.
- Zmień mnie błagam! - wydusiłam z siebie.
- Mam cię zmienić w upadłą? Ha z przyjemnością - wystawił  w moją stronę dłoń. Ból ogarnął całą mnie. Chłopcy mnie puścili i runęłam na zimną podłogę. Niall Podbiegł i podniósł lekko moją głowę.
- Megi proszę spojrzyj na mnie.
Nie odezwałam się, ale pociągnęłam go za koszulkę zmuszając go żeby mnie przytulił.
- Teraz będziemy bezpieczni - wyszeptałam.
- Co ty narobiłaś skarbie....

Minął tydzień. Nie widzę wielkiej różnicy między byciem upadłą. Przynajmniej czuję się bezpieczna. Przestałam nienawidzić Maxa. Zaczął mi się nawet podobać. Powoli odkrywam świat ciemnej strony. 

Kilka dni temu ostatni raz widziałam moje dwie wspaniałe przyjaciółki. Tęsknie za nimi strasznie, ale nic nie mogę zrobić. Mam jeszcze kochanego blondaska. 
No dobra zmieniłam się trochę. 

- Hej chłopcy! - krzyknęłam do grupki stojącej w ponurym zaułku.

- Oh Hej Meg chodź do nas! - odkrzyknął jeden z nich.
-  No to co tu macie - spojrzałam na ich ręce. 
- Szlugi  - Zayn podał mi jednego.
- Dzięki - z zapałem zapaliłam.
Tak zaczęłam palić. Zaraził mnie tym Zayn. 
- Uh czemu tu stoicie? - zapytałam.
- Czekamy na jakiegoś śmiertelnika - powiedział  Harry.
- Mogę się dołączyć? - zrobiłam podekscytowaną minę.
- Jasne skarbie - objął mnie ramieniem Zayn.
Nie czekaliśmy długo. Z daleka widzieliśmy postać. Ciemność nocy sprawiała że jestem silniejsza. Chodnikiem przechodziła dziewczyna. Zayn podszedł do niej i zagadał.
- Cześć piękna. Co robisz tutaj sama o tej porze?
- Spadaj - odpowiedziała chamsko.
- Hah nie zadzieraj ze mną mała.
- A co możesz mi zrobić? Odczep się.
W tym momencie zobaczyłam jak chłopcy podeszli od tyłu, złapali ją za ręce, zakryli usta, oczy i zabrali w głąb zaułka. Przypomniała mi się sytuacja w parku. Też byłam ofiarą, ale na szczęście Niall mnie uratował. Byłam ciekawa co jej zrobią. Było ciemno i mało co widziałam. Usłyszałam tylko cichy pisk i pojawili się oni. Byli zadowoleni. 
- To lecimy po następny łup.
- Chodź Meg, nie bój się - podszedł do mnie Zayn.
- Nie boję się tylko nie chce - skłamałam.
- Jak sobie chcesz - dał mi buziaka w policzek i poleciał za resztą.
Zostałam sama. Co oni jej zrobili. Zaczęłam myśleć co zrobili by mnie gdyby nie Naill. Było grubo po północy. Zadzwoniłam do Nialla. Nie odebrał, ale po kilku próbach udało się. 
Cześć Niall spotkajmy się na naszej ławeczce, szybko.
Zakończyłam rozmowę, nie dając mu nic powiedzieć. Rozłożyłam kruczoczarne skrzydła i poleciałam.
Na miejscu byłam pierwsza. Rozejrzałam się dookoła. Usiadłam na ławce. Spoglądając na księżyc na tafli wody poczułam powiew powietrza. Niall usiadł koło mnie. Spojrzał na mnie pytająco.
- Co by było gdyby nie ty? 
- Skąd to pytanie? - spojrzał się dziwnie.
- Co by było gdybyś mnie tamtego wieczoru nie uratował? 
- Czemu się pytasz?
- Odpowiedz - nalegałam.
- Byłoby z tobą źle, tyle powiem - patrzył na wodę.
- To znaczy?
- Albo by cię tu nie było, albo by cię wykorzystali - spojrzał mi w oczy.
Momentalnie napłynęły mi łzy do oczu. Nie było by mnie tu, albo by mnie wykorzystali. Tak bardzo żałuje że upadłam tak nisko. Dla dobra naszej dwójki, ale żałuje. Chciałabym żeby to się skończyło. Całe cierpienie ludzi. Sama nie mogę tego zrobić…..

wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 9 Nie chciałyśmy żebyś była bardziej smutna...

     Głowa bolała niemiłosiernie. Obudziłam się ubrana i przykryta kołdrą. Wstałam z łóżka, ale od razu położyłam się z powrotem. Kręciło mi się w głowie. Ponowiłam próbę i zaszłam na dół. Chciało mi się pić, a w pokoju nic nie było. W domu było cicho i pusto. Okazało się ze nie jestem w tym samym domu. Byłam u Nialla... więc poszłam się rozejrzeć. Przechodząc obok lustra zobaczyłam że nie jestem w swoim ubraniu. Miałam założoną dużo za dużą koszulkę. Jak zauważyłam Niall spał na sofie w salonie. Ukucnęłam przy nim i delikatnie go obudziłam.
-  Hej wstawaj - powiedziałam szepcząc mu do ucha.
- Hej, jak się czujesz? - spytał zaspany.
- Źle, głowa strasznie boli i brzuch też. W sumie to wszystko. Co się działo?
- Ym.. jak by to wytłumaczyć... powiedz co pamiętasz?
- Do tego momentu jak poszłam z Lukiem do baru.... upiłam się.. - powiedziałam.
Już wszystko wiadomo. Boże co ja tam potem robiłam - zadawałam sobie w myślach pytane.
- Co robiłam powiedz mi wszystko... - spojrzałam mu głęboko w niebieskie paczadła.
- Trudno powiedzieć - przegarnął włosy na głowie - szalałaś na parkiecie z Lukiem i jakimś chłopakiem..
- Boże co robiłam? - zrobiłam wielkie oczy.
- To chyba tylko tyle. Potem zabrałem Cię tu bo do domu byś nie wróciła.
- Dziękuję - przytuliłam go mocno - a i jeszcze jedno pytanie, kto mnie przebrał?
- Lucy, spokojnie.
Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Mój ukochany aniołek. W dosłownym znaczeniu. Kiedy ogarnęłam się i do końca wytrzeźwiałam wróciłam do domu. Było grubo po południu. Mama powinna być w pracy, tak myślałam. Kiedy tylko zamknęłam za sobą wejściowe drzwi zobaczyłam jak wchodzi do przedpokoju z groźną miną. 
- Gdzie ty byłaś mogę wiedzieć? - zapytała.
- Nocowałam u Nialla - wytłumaczyłam się.
- A czemu nic mi nie powiedziałaś martwiłam się - podeszła i mnie przytuliła. 
- Nie jesteś zła? - spytałam delikatnie.
- Jestem, nie rób tak więcej, wiesz jakie mogły być konsekwencje tłumaczyłam ci. 
- No dobrze, a ty nie powinnaś być w pracy? 
- Czekam na jakieś wezwanie, a ty idź do pokoju.
Chyba będę miała szlaban, coś tak czuję. Poszłam do pokoju i walnęłam się na łóżko. Przypomniałam sobie o wczorajszej imprezie. Wstałam i poszłam wziąć orzeźwiający prysznic. Oczywiście również się przebrałam. Poczułam się lepiej. Napisała do mnie Kay. 
"Hej jak możesz przyjdź do mnie... jak najszybciej"
Odpisałam jej po krótkim zastanowieniu:
"Za jakieś 15 minut będę"
Po czym wyszykowałam się do końca i wyszłam z domu. Szłam szybkim krokiem do domu oddalonego o dwie przecznice. Ludzie podążali w każde strony nie zważając na innych ludzi, przez to że się śpieszą. Jedna pani uderzyła mnie niechcący barkiem. Szłam dalej. W końcu dotarłam na miejsce. Kay stała w drzwiach. Była u niej Chachi, która mieszka w sąsiednim domu. Obie miały niezadowolone miny. Poszłyśmy do pokoju Kay i usiadłyśmy na jej łóżku. Obie nie chciały patrzeć mi w oczy tylko rozglądały się po pokoju.
- Co się stało? - spytałam zaciekawiona.
- Li - odezwały się obie równocześnie - nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale nas tu już nie będzie - powiedziała Chachi. 
- Czekajcie jak to? - nie rozumiałam.
- Megi wyjeżdżamy, przeprowadzamy się do Manchesteru, nasi tatusiowie znaleźli tam dobrą pracę to nie nasza wina - dodała Kay i się rozpłakała. 
- Żartujecie, to nie może być prawda, nie - wstałam z łóżka i schowałam twarz w dłonie. 
Do pokoju weszła Caroline.
- Megi mogę przyjść do Jake'a, proszę - powiedziała słodziutkim głosikiem.
- Jasne że możesz, pójdę z tobą, ale daj nam chwilkę - uśmiechnęłam się do niej.   
- Dobrze ale szybko - wyszła.
Nie mogłam zebrać myśli. Moje dwie najlepsze przyjaciółki oznajmiły mi że wyjeżdżają i możemy się już nie spotkać. Nieunikniony był płacz. 
- Wiedziałyście? - zapytałam ze smutkiem.
- Li bo nie chciałyśmy żebyś była bardziej smutna - powiedziała Kay.
- jeszcze przez różne sprawy wiesz.. - dodała Chachi.
- Wiedziałyście wcześniej i nie powiedziałyście mi nic... - rozpłakałam się bardziej - czemu mi to robicie?
- To nie nasza wina, wiedziałyśmy tylko że wyjedziemy jak zaczną się wakacje.
- Co ja bez was zrobię? - łza spłynęła po moim policzku - chodźcie do mnie - przytuliłyśmy się - kiedy, powiedzcie kiedy?
- W poniedziałek.
- Jej to już za cztery dni - podniosłam się i złapałam się za twarz po której spływały łzy - ja, ja muszę już iść - wybiegłam.
Poleciałam na miejsce gdzie mogę być sama. Całkiem zapomniałam o Caroline. Usiadłam na ławce gdzie zaprowadził mnie wcześniej  Niall. Zostanie mi tylko on. A jeśli i jego stracę? Co wtedy zrobię? Muszę się zmienić. Nie mogę doprowadzić do tego aby Max nas rozdzielił, a co ważniejsze nie robił mu krzywdy. Wiem! - momentalnie wstałam - poproszę o zmianę w czarnego anioła. Poleciałam do domu wzięłam czarną bluzę z kapturem i niezauważona poleciałam dalej. Znalazłam się w miejscu gdzie nie powinno mnie być. A przynajmniej białego anioła. Przed wejściem schowałam skrzydła i naciągnęłam kaptur na głowę. Stanęłam przed ogromnymi drzwiami otwierającymi nieznany mi świat - Darkwell. W końcu weszłam. Było tam ponuro i dominowała czerń. Poczułam chłodny powiew na skórze, ale szłam dalej.  Wszędzie pałętały się upadłe anioły i nie mogłam wzbudzać podejrzeń. Niestety przez przypadek wpadłam na kogoś. 
- Ej uważaj jak chodzisz! 
- Przepraszam - powiedziałam odgarniając kosmyki włosów z twarzy.
Odetchnęłam kiedy odszedł. Mogłam iść dalej. Mijałam wiele pomieszczeń, ale jedno mnie zaciekawiło. Był to otwarty pokój z którego wydobywały się głosy. Nic mnie nie powstrzyma żeby się zmienić. Usłyszałam znajome mi głosy.
- Jeśli chcesz żyć!
- Zrobię wszystko żeby ją chronić!
- Powtarzam zostaw ją w spokoju jeśli chcesz żyć, albo nie, odbiorę ci moce i będzie po sprawie. 
Niechcący ruszyłam drzwi które zaskrzypiały.
- Wynocha - krzyknął Peterson.
- Megan?! - powiedział zszokowany Niall.