środa, 1 października 2014

Rozdział 15 To niemożliwe!

Spałam sobie smacznie do chwili aż  usłyszałam pukanie w drzwi.
- Meg, Meg wstawaj masz trzy godziny - szturchała mnie ciocia.
- Tak już wstaje - powiedziałam głosem stłumionym przez poduszkę.
Okryłam się cała kołdrą i udawałam że mnie nie ma. Ale chwila.. trzy godziny? Tylko? Zerwałam się momentalnie z łóżka i wzięłam naszykowane ubrania z biurka. Pobiegłam do łazienki. Z zapakowanej na wyjazd kosmetyczki która stała na pralce wyjęłam potrzebne rzeczy do porannej rutyny. Wzięłam prysznic, umyłam włosy po czym owinęłam je w ręcznik i dokończyłam malowanie. Wyszłam z łazienki czysta i w czystych ubraniach. Wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek była 8:30. Mam jeszcze półtorej godziny. Położyłam się z powrotem na łóżko. Brzuch bolał mnie okropnie. Usłyszałam jak mama krzyczy 'śniadanie'. Zeszłam na dół i zobaczyłam że Jake siedzi już przy stole razem z ciocią, a mama nakłada jajecznice na talerze. Pachniało nią na całym parterze. Po tym jak zjedliśmy dostałam smsa.
Dylan: Dzień dobry kochanie spotkajmy się w parku x
Takie słodkie. Uśmiechnęłam się i ruszyłam założyć kurtkę bo było chłodno oraz buty. W drodze do parku poczułam się dziwnie. Dwa tygodnie mnie tu nie będzie, ale dobrze że tylko dwa.  Dylan stał z bukietem lilii razem z Niallem koło fontanny.
Przywitaliśmy się, a Dylan dał mi bukiet. Dałam buzi w policzek Niallowi i w usta mojemu chłopakowi.
- Chcielibyśmy cię odwieść na lotnisko - wypalił Niall, na co ja się uśmiechnęłam.
- Ale super dziękuję.
Jest 9 czyli za 2 godziny mam samolot do Polski. Poprosiłam żeby zostawili mnie samą na co zareagowali dziwną miną. Siedziałam na pomoście ze spuszczonymi nogami. Niewiele ludzi było w parku, ponieważ jak na lato było zimno i chyba zaraz będzie padać. Poczułam jak pomost się rusza. Koło mnie usiadła dziewczyna z włosami koloru bordowego. Ubrana w czarno-białą koszulę w kratę wkasaną w kremową spódniczkę. Jako dodatek w okół szyi miała kremową kokardę.
- Czemu siedzisz sama? - spytała nieznajoma.
- Tak jakoś.
- Huh to dziwne ale wiem o czym myślisz..
- Jak to - zrobiłam zdziwioną minę.
- Jesteś smutna bo wyjeżdżasz i pewne sprawy cię dręczą, ale nie bój się mnie jestem taka jak ty... - usiadła koło mnie.
- Jesteś aniołem? - spytałam szeptem.
- Tak.
- To prawda. Ale kim jesteś?
- Jestem Jade Ross. Tata często podróżuje...
-Megan Brooks. Rzeczywiście czuje się jakbym miała tam zostać na zawsze. Dręczy mnie też to że zhańbiłam moje przeznaczenie. Tak bardzo tego żałuje. Chce z powrotem być białą anielicą. Nie tym czarnym bez serca. Ja nie potrafię. Chociaż bardzo chce nie mogę tego zmienić. Pozostają tylko marzenia.
- Ale marzenia nie spełniają się ot tak. W tym cała ich magia. Że są wyczekiwane.*
- Co to znaczy? - spytałam.
- Ja muszę iść do zobaczenia Megi - uśmiechnęła się, wstała i zniknęła.
Dało mi to trochę do myślenia. Wróciłam do domu. Dopakowałam się. W końcu nastała godzina wyjazdu. Powiedziałam mamie i cioci że spotkamy się na lotnisku i wsiadłam z chłopcami do samochodu. Prowadził Niall. Ja z Dylanem siedzieliśmy na tylnym siedzeniu. Blondasek spoglądał na mnie w lusterku. Za to Dylan miał rękę na moim ramieniu i byłam w niego wtulona. Nawet kilka razy pocałował mnie z czoło. Po jakiś 15 minutach dojechaliśmy. Wysiedliśmy z samochodu i dołączyliśmy do reszty.
- Będę tęsknić skarbie - powiedział Dylan i musnął moje usta.
-Tak ja też będę tęsknić - dopowiedział Ni i przeczesał ręką włosy.
Wtuliłam się w niego na pożegnanie, ale halo to tylko dwa tygodnie. Tak samo zrobiłam z rodzicielką, Po wszystkich formalnościach znalazłyśmy się z ciocią w poczekalni w oczekiwaniu na nasz samolot. Nie wiem ile minęło ale siedziałam już koło cioci i starszego, dosyć przy tuszy, siwego faceta. W czasie lotu mężczyzna chrapał co mnie okropnie denerwowało. Włożyłam słuchawki do uszu i przestałam się tym przejmować. Lot zniosłam całkiem nieźle pomijając to że ogólnie boje się latać samolotem. Na lotnisku przywitała nas Karolina i George - mąż cioci. Poszliśmy grupką do samochodu. Bagaże przejął wujcio i włożył je do bagażnika. Rozrzedzałam się dookoła i wzięłam głęboki oddech.
- Megi jak super że przyleciałaś - wtrąciła Karolina kiedy rozmawiałam z wujkiem i ciocią.
- Tak też się ciesze - skłamałam.
- Kari oprowadzi cię po okolicy - powiedziała ciotka.
- I weżniecie Bruna na spacer - dodał wujek.
Dojechaliśmy szybko. Wysiadłam i zobaczyłam kremowy dwupiętrowy dom i bardzo ładnym ogródkiem. W drzwiach przywitał mnie Bruno - pies, golden retriever. Na białym dywanie w salonie biegały dwa kociątka rasy ragdoll. Jeden ma różową obroże, a drugi miętową.
- Molly to ta z różową - powiedziała Karolina stając koło mnie.
- A drugi?
- Drugi to chłopczyk, ale nie ma imienia bo jest dla ciebie jako prezent.
- Naprawdę o jejciu - z podekscytowania aż podskoczyłam.
Kocham koty. To jedne z moich ulubionych zwierząt. Ukucnęłam, obie białe kulki przybiegły do mnie i zaczęły się ocierać o moje kostki, co sprawiło że zaczęłam się śmiać. Wzięłam 'mojego kotka' na ręce.
- Nazwę go Lulek - oznajmiam.
Molly ma szare uszki i łapki natomiast Lulek szare uszki, łapki i pyszczek do tego niebieściutkie oczy.
Wujek wniósł  walizki  i torby do przed pokoju, a my z Karoliną po prostu rozmawiałyśmy. Pokazała mi 'mój' pokój. Ma miętowe ściany i duże łózko. Do tego białe meble. Później Kar przypięła Brunowi smycz i wyszłyśmy się przejść. Spotkałyśmy jej koleżankę. Zaczęła mówić w innym języku którego nie umiem i było mi trochę głupio.
- Van to jest Megan moja kuzynka i mówi po angielsku.
- Nie ma problemu jestem Vanessa Stars i pochodzę z Ameryki miło cię poznać.
- Megan Brooks urodziłam się w Dublinie, ale mieszkam w Londynie. - podałam jej rękę.
- To tak jak kicia - uśmiechnęła się.
- kicia? - zapytałam zdezorientowana.
- Ja - odparła Karolina.
Ulga bo mogę z kimś normalnie rozmawiać. Szliśmy przez dosyć ładny park. Usiadłyśmy na ławce, a Bruno biegał po trawie.
- Powiedz mi coś więcej  - zaczęła Van.
- Um co mam powiedzieć?
- Mieszka z mamą i braciszkiem który nie mówi, jest wrażliwa, uwielbia rysować i śpiewać gdy jest sama.. - mówiła Kar.
- Przestań ugh.
- Też lubię rysować - uśmiechnęła się brunetka.
 ----------------------
Leżałam na łóżku przeglądając timeline na twitterze. Telefon, który leżał na komodzie zawibrował. Wzięłam go do ręki i przeczytałam wiadomość.
Dylan: Hej misiu jak lot?
Meg: Dosyć dobrze x
Dylan: To się cieszę, tęsknie.
Meg: Minął nie cały dzień -,-
Dylan: Co z tego?!
Meg: Niczo

Myślałam co w ogóle będę tu robić. Może jest tu jakiś skatepark. Wpatrywałam się w biały sufit. Van jest miłą dziewczyną. Przynajmniej tak mi się wydaję. Z zamyślenia wyrwała mnie Karolina, wchodząc do pokoju. 
- Ej puka się!
- Spoko, ale mama woła na  kolacje.
Położyłam laptopa na łóżku i razem z nią zeszłam do jadalni. Góra kanapek stała na talerzu na stole. Bruno plątał się pod stołem oczekując że jakaś szynka spadnie na ziemie. Pałaszowaliśmy kolację. Karolina oznajmiła rodzicom że wychodzi. Zapytała się mnie czy idę z nią, na co odmówiłam, ale ciocia nalegała. Przebrałam się w coś lepszego i wyszłyśmy. Karolina była ubrana w krótką czarną sukienkę i czarne koturny. Ja natomiast założyłam krótkie bordowe spodenki, ciemną koszulę zawiązaną na końcu i bordowe converse. Weszłyśmy do nieznanego dla mnie domu. Kuzynka przywitała się z chyba wszystkimi przedstawiając mnie. Była tam też Van. Usiadłam razem z nią przy barze. Przystojny chłopak nalał nam drinka. Vani szybko go wypiła. Za to ja byłam zniesmaczona, ale żeby nie wyjść na jakąś głupią wypiłam. Karolina obściskiwała się z jakimś kolesiem pod ścianą, który trzymał ją za dupę. Brunetka widząc moją minę zaciągnęła mnie na 'parkiet'. Tańczyłyśmy razem, a chwilę potem ona tańczyła z jakimś blondynem. Zostałam sama, nieznająca nikogo. Wyszłam na dwór gdzie znajdowały się leżaki i basen. Usiadłam na jednym z nich. Jak się dowiedziałam dużo osób tu potrafi dobrze mówić po angielsku. Chociaż byłam z jednej rzeczy zadowolona. Usiadłam po turecku i wpatrywałam się w taflę wody. Koło mnie usiadł chłopak. 
- Megan? - spytał uśmiechając się.
- Tak a co?
- Karolina mówiła że cię zabierze. Miło cię poznać - podał mi rękę, a ja nią potrząsnęłam.
- Mi ciebie też.
- Jestem Mat. Czemu siedzisz sama?
- Bo Kati się obściskuje, a drugą osobą którą znam jest Van, która jest zajęta. 
- Huh to nieźle.
- Źle. Nie chciałam tu przychodzić.
Poszliśmy razem do baru po kolejny alkohol. Tym razem wódka. Co prawda nie lubię piwa ale wódkę mogę wypić. Mat zaprosił mnie do tańca. Było okej do puki nie zaczął się wolny. Poszłam usiąść na sofie.
- Czemu nie zatańczysz?
- Bo nie mogę - odparłam, zakładając nogę na nogę.
- Oh masz chłopaka w Anglii? Przecież się nie dowie, no dawaj!
- Powiedziałam nie i tyle. 
Najchętniej wróciłabym już do domu. Poprosiłam Mata o podwózkę. Wślizgnęłam się do domu nie zauważona, zostawiając Kati na imprezie. Dziwny dzień powiedziałam pod nosem. Przebrałam się i wślizgnęłam się pod kołdrę. Teraz leżąc myślę o Niallu. Chociaż powinnam o Dylanie. Co ze mną jest nie tak? Myślę o jego cudownych oczach, przeszywających mnie na lotnisku. To jak świetnie przytula. Jego blond włoski, które idealnie pasują do jego idealnej twarzy. Uh co?! Wzdrygnęłam się. 

Obudziłam się rano tuż po dziewiątej. Założyłam swoje słodkie kapcioszki i zeszłam do kuchni jak zwykle na śniadanie. Ciocia już je przygotowała. Razem z wujaszkiem siedzieliśmy przy stole. Ale gdzie Karolina? W tej chwili wparowała do domu razem z Bońkiem. Była ubrana na sportowo. Najwidoczniej biegała. Rozpięła obroże psu i dołączyła do nas. Jedliśmy przepyszne naleśniki. Ciocia bardzo dobrze gotuje. Po posiłku pomogłam posprzątać. Następnie wróciłam do pokoju. Otworzyłam okno. Pogoda nijaka - pomyślałam. Niebo zachmurzone, skłonne do ulewy. Zapewne też chłodno. Wyjęłam z szafy długie spodnie tzw. rurki, białą bluzkę z jakimś nadrukiem i ulubione trampki. Poszłam do łazienki. Wróciłam czysta, ubrana w ubrania i gotowa do wyjścia. Ubrałam jeszcze kurtkę i żegnając się z wujkami, wyszłam z domu. Szłam nie wiadomo gdzie. Nie znam dobrze tego miejsca. Poczułam chęć latania. Obróciłam się dookoła sprawdzając czy nikt nie idzie. Rozkładając skrzydła szybko uniosłam się nad ziemią. Czułam się świetnie. Tak beztrosko. Widziałam miasto z góry. Bloki, dwa parki, szkoła i jej boisko... Zatrzymałam się przed budynkiem nieznanej mi szkoły. Przeszłam dookoła i znalazłam się w parku. Podobał mi się. Staw, fontanna, dużo ławek i zieleni. Usiadłam na jednej z nich. Złożyłam nogi 'po turecku' i słuchając muzyki przez słuchawki patrzyłam wprost na fontannę. Na nosie poczułam krople deszczu. Spojrzałam na chodnik i zobaczyłam małe plamki wody. Do domu mam z jakieś 20 minut piechotą. Nie zważając na nic wzbiłam się w powietrze. Nie zamierzałam iść w tą ulewę. Dotarłam w samą porę. Na nogach stanęłam w ciemnym zaułku nie daleko domu. Pobiegłam czym prędzej i znalazłam się w pomieszczeniu. Zdjęłam moje buty i walnęłam je pod wieszakiem. Szybkim krokiem poszłam do mojego pokoju. Nie miałam co robić więc z torby wyjęłam mój ulubiony zeszyt zapełniony rysunkami, ołówki i zabrałam się do pracy.
Mijały kolejne dni. Dziś pojechałam z wujkami i kuzynką na zwiedzanie miasta. Centa handlowe, zabytki itp. Karolina porobiła zakupy. Dziwny to kraj tak jak inne mi nie znane. Codziennie widzę że ciotkę coś trapi. Każdego dnia jest coraz gorzej. Nie wiem jak zapytać.
Kiedy dojechaliśmy do domu. Karolina pobiegła do swojego pokoju. Ciocia z wujkiem poszli do kuchni. Długi czas rozmawiali. Wiem że to nie ładnie ale stanęłam koło wejścia i słuchałam.
- To kiedy?
- Kochanie nie wiem ale chyba najwyższy czas.
- Załamie się.
-  Kto? - nie mogąc się powstrzymać weszłam w trakcie,
- Megan - powiedziała ciocia smutnym głosem - chodź do salonu.
Usiadłyśmy na sofie, a wujek na fotelu obok nas.
- Meg jest mi tak przykro. Nie wiem jak to powiedzieć - łzy napłynęły jej do oczu.
- Ciociu co się stało?
- Twoja mama jest chora.
- Jak to?  - spojrzałam jej w oczy.
- Ma raka - powiedziała trzęsącym się głosem.
To niemożliwe! Informacja uderzyła we mnie z impetem. Siedziałam z otwartymi ustami i nie mogłam nic powiedzieć. Ciocia płakała. Wstałam i pobiegłam do pokoju. Żółciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Szlochałam jak głupia. Do pokoju weszła ciocia i usiadła na końcu łóżka, dotykając dłonią moich pleców.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam.
- Meg nie bądź zła.
- Ile chcieliście ukrywać że mama jest chora? Jak umrze? Chce wrócić do domu. Ile jej zostało? Specjalnie tu przyleciałam żeby ona mogła robić różne rzeczy. Żeby to ukryć? Zostaw mnie samą!
- Przepraszam.
Usłyszałam jak zamknęła drzwi. Byłam przerażona, smutna i zła. Wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i pierwszą osobą jaką wybrałam był to Niall.
- Halo?
- Hej słuchaj w domu będę wcześniej.
- Co się stało? Czemu płaczesz skarbie?
- Dowiedziałam się że moja mama umrze. Ma raka. Wszyscy przede mną to ukrywali.Nienawidzę ich. Chciałabym żebyś tu był. Potrzebuję kogoś przytulić, wygadać się. Ciebie. Nie Dylana, ja nie potrafię.
- Nie wiem co powiedzieć. Jesteś za daleko żebym tam był. Ale wiedz że jestem przy tobie duchem. Przepraszam.
- Za co? - powiedziałam trzęsącym się głosem.
- Za wszystko. Jak wrócisz wyjaśnię wszystko. Muszę kończyć.
- Pa.
Rozłączył się i zaczęłam słuchać muzyki na słuchawkach. Leżałam skulona pod kołdrą w ciemnym pokoju. Nie miałam ochoty na wstawanie i widzenie się z kimś. Jak spojrzę mamie w oczy?


*cytat Martyny Wojciechowskiej
_________________________________________

CZYTASZ? 
SKOMENTUJ TO MOTYWUJE :)

Przepraszam że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale zaczęły się sprawdziany, kartkówki i nauka. Posty będą się pojawiać rzadziej ze względu na szkołę.  Do następnego xx
tt - @rawrmynialler 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz